- Ty coś przede mną ukrywasz - rzekł Tanner. - Znamy
się od niedawna, ale czuję, że jest coś, czego mi nie chcesz powiedzieć. To mnie niepokoi. Co to za spotkanie, na które się wybierasz? - Nie twoja sprawa - odparła Shey i szybko ruszyła z miejsca. Jednak Tanner bez trudu dotrzymywał jej kroku. - Zostaw mnie w spokoju, bo wezwę policję. Na brzegu zawsze kręci się jakiś patrol. Uprzedzam, nasi stróże prawa nie są zbyt wyrozumiali dla natrętów. - Mam nadzieję, że zasada domniemania niewinności podziała i tym razem. Poza tym bycie księciem ma pewne plusy. Nie jest ich wiele, ale zawsze. Wprawdzie nie jestem tu z oficjalną wizytą, jednak mogę chyba iść w tym samym kierunku co ty. - Moim zdaniem powinieneś pójść raczej w przeciwną stronę. - Raczej nie. O policjantów się nie martw. Jeśli na jakiegoś wpadniemy, przedstawię mu się i powiem, że uprowadziłaś mnie na cały dzień. - Jesteś najbardziej wnerwiającym facetem, jakiego w życiu spotkałam - wycedziła Shey przez zaciśnięte zęby, z trudem tłumiąc wesołość. Ledwie się opanowała, by nie uśmiechnąć się od ucha do ucha. - Mogę odwzajemnić ten komplement - odparł pogodnie Tanner. - W porządku. - Shey z udaną nonszalancją wzruszyła ramionami. - Chcesz, to chodź ze mną. - Dokąd idziemy? - Do biblioteki. To niedaleko. Po drugiej stronie portu. - Umówiłaś się w bibliotece? - zapytał z niedowierzaniem Tanner. - Jak w każdą sobotę - odparła Shey. Tanner wyraźnie czekał, że jeszcze coś doda. Shey westchnęła. - Spotykam się tam z Lawrence`em. - I co wy tam robicie co sobota? - Nie wiesz, co się zwykle robi w bibliotece? - spytała z przekąsem. - Chyba w twoim kraju są jakieś biblioteki? Prawda! Jakże mogłam zapomnieć! Jako książę zapewne wyręczasz się innymi. Gdy ci czegoś potrzeba, po prostu rozkazujesz, a przynoszą ci wszystko na tacy. - Spotykacie się tam i czytacie książki? To chciałaś powiedzieć? - Bingo. - Zaraz, coś mi tu nie gra. Najpierw całujesz mnie tak, jakby świat miał za moment się skończyć, potem nagle odchodzisz, zostawiasz swój motor i idziesz kilometr czy dalej do biblioteki, by spotkać się tam z kimś na czytanie? - Mniej więcej. - Wyjaśnij mi to! - rozkazał władczym tonem. Pewnie nie wyobrażał sobie, że ktoś mógłby nie spełnić jego rozkazu. Ale tym razem się pomylił! Nie z nią takie numery! Shey roześmiała się w głos. - Nie bądź taki książę! Nie jestem twoją poddaną. - Nawet gdybyś była, pewnie byś nie posłuchała - podsumował z irytacją.