ciągu tygodnia mogła przebywać w szkolnym internacie z
przyjaciółkami. Obecnie, gdy wraca na weekendy do domu, wydaje się spokojniejsza. Wiem, że Frei brakuje matki, ale nie mogę jej zastąpić... a poza tym obawiam się, że nie rozumiem kobiet – dodał w zadumie. – Dziadkowie ci nie pomagają? – spytała Lily. – Moi rodzice już nie żyją. Byłem późnym dzieckiem... i chyba niechcianym. Oboje pracowali intensywnie jako lekarze i w dzieciństwie właściwie nieczęsto ich widywałem. Lily pomyślała, że wprawdzie miał rodziców, lecz w gruncie rzeczy dorastał niemal równie samotnie jak ona. – A rodzice Elspeth? – rzuciła z wahaniem. – Jej ojciec mieszka w Republice Południowej Afryki i nieczęsto go widuję. – A więc kto opiekuje się dziećmi, gdy jesteś w pracy? – Zatrudniam nianie, choć rzadko całodobowo. Po powrocie do domu sam zajmuję się dziećmi. Na szczęście mam też życzliwych sąsiadów – Beatrice i jej męża. Bea dawniej pomagała mojej żonie przy dzieciach, ale ma już ponad siedemdziesiąt lat i nie chcę nadużywać jej życzliwości, choć, jak twierdzi, uwielbia czuć się przydatna. Teraz, podczas mojej nieobecności, ona i Joe wprowadzili się do mnie i opiekują się chłopcami oraz Freyą, która przyjechała do domu na wakacje. Dzieciaki ich uwielbiają, ale jak powiedziałem, nie chcę męczyć tych starszych ludzi. – Umilkł na chwilę. – Oboje z żoną zamierzaliśmy mieć więcej dzieci, jednak los zrządził inaczej. – Cóż, może kiedyś... – zaczęła Lily. – Och, nie – przerwał jej gwałtownie. – Już nigdy się nie ożenię. Nie mam żadnych osobistych planów. Żyję wyłącznie troską o dobro i przyszłość moich dzieci. Kto mógłby kiedykolwiek zastąpić mu ukochaną Elspeth? Lily pomyślała, że Theo wciąż jest młody i byłby wspaniałym mężem. Pojmowała jednak, że już podjął decyzję i zapewne jej nie zmieni. On z kolei zorientował się, że powiedział jej o sobie więcej niż komukolwiek dotąd. Pochylił się naprzód i spytał: – Masz jeszcze jakieś inne rodzeństwo? – Nie, tylko Sama. – Jestem pewien, że kiedyś dochowasz się mnóstwa dzieci i... – Nie chcę rodzić dzieci – przerwała mu. – Gdybyś widział mnie z tamtymi bliźniaczkami... Chyba nie nadaję się na matkę. Ani na żonę, dodała w duchu, z odrazą wspominając przeszłość. – Twoi rodzice z pewnością jeszcze żyją – rzekł. Dziewczyna wzdrygnęła się i odwróciła wzrok. Nie miała ochoty rozmawiać dalej o swoim życiu. – Nie – odparła krótko. – Nawet ich nie pamiętam. – Więc kto cię wychowywał? – Och, całe zastępy ciotek i wujków – rzuciła, nadal nie patrząc na mu bolesnej prawdy, że została porzucona przez matkę i stanowiła utrapienie dla zastępczych opiekunów. Theodore przyglądał się jej długą chwilę. Była pogodna, bystra i inteligentna – a jednak coś w tej dziewczynie przypominało mu Freyę. Podobnie jak w córce, wyczuwał w niej głęboki smutek, nie wynikający wyłącznie z osierocenia. Wyszli z restauracji i ruszyli w kierunku Bazyliki Świętego Piotra. Pomimo późnej pory na ulicach panował ożywiony ruch. Lily uświadomiła sobie, że nie czuje się wcale zmęczona, lecz odprężona