– Że wyrzekłeś się przemocy.
– To nie jej sprawa. Zresztą twoja też nie. Jeśli nawet Plato poczuł się urażony, nie pokazał tego po sobie. – Darren Mowery kręci się wokół jej teścia. Dobrze wiesz, co to znaczy. – Zamknij się, Rabedeneira. Kraczesz mi do ucha jak wrona. Plato podszedł o krok bliżej. – Tu chodzi o Lucy. Sebastian zsunął się z hamaka. Właśnie o tym rozmyślał przez całą noc. Chodziło o Lucy Blacker, Lucy z wielkimi brązowymi oczami i promiennym uśmiechem. O wdowę po Colinie. – Może iść na policję – mruknął. – Nie z tym, co ma do tej pory. Sprawa od razu trafiłaby do Jacka Swifta, a ten przysłałby jej ekipę glin z Waszyngtonu. Natychmiast rzuciłaby się na nią prasa. – Pluto urwał i jęknął. – Nie wysłuchałeś całej historii, tak? – Plato, daję słowo, szkoda, że nadal nie ratujesz ludzi, skacząc z helikopterów. Gdyby tak było, mógłbym sprzedać firmę i spokojnie odejść na emeryturę. – Jezu, ty nawet jej nie wysłuchałeś! Nie mogę w to uwierzyć. Redwing, naprawdę jesteś osłem. Sebastian zszedł po schodkach. Cały był zesztywniały i miał ochotę na kawę. Musiał przestać myśleć o Lucy. To nigdy nie prowadziło do niczego dobrego. – Byłem pewien, że opowiedziała wszystko tobie, więc po co miała powtarzać dwa razy? – Lucy zasługuje... – Nie obchodzi mnie, na co Lucy zasługuje – prychnął Sebastian. Czuł na sobie wzrok przyjaciela i dobrze wiedział, o czym tamten myśli. – Owszem, obchodzi cię, i na tym właśnie polega problem. Od szesnastu lat jesteś w niej zakochany. To był cały Plato. Zawsze mówił głośno to, co najlepiej byłoby pominąć milczeniem. Sebastian poszedł do samochodu. Zanosiło się na piękny dzień. Mógł wybrać się na konną przejażdżkę i zabrać ze sobą psy albo poczytać w hamaku historie o duchach. Ale wiedział, że nic z tego nie będzie. Przez cały ostatni rok nie robił nic innego, tylko uganiał się z psami. Wyrzekł się przemocy, ale to nie dawało mu prawa do ignorowania przyjaciół i nie zwalniało go od odpowiedzialności. Za rzadko się golił, za rzadko prał ubrania. Mógł sobie pozwolić na zatrudnienie pomocy, ale to oznaczało koniec samotności. Nie potrzebował ludzi i nie miał ochoty być miły dla nikogo. – Nie mogę pomóc Lucy – powiedział. – Zapomniałem już wszystko, co umiałem wcześniej. – Nie opowiadaj bzdur, Redwing – parsknął Plato, stojąc nad nim jak kat nad dobrą duszą. – Niczego nie zapomniałeś. Trochę zardzewiałeś, ale instynkt nadal masz niezawodny. Sebastian z rozmachem otworzył klapę ciężarówki. – Nie cierpię takiego gadania. – Cholera jasna, Redwing. Przecież nigdy w życiu nie użalałeś się nad sobą. Owszem, była taka chwila. Stał w bezruchu i patrzył, jak Lucy Blacker idzie przez kościół po to, by poślubić innego mężczyznę.