zajeździe Well, Come Inn; spoglądała na pożółkłe, niegdyś beżowe draperie i na łóżko, zapadnięte pośrodku.
Wcześniej włączyła stojący w rogu telewizor. Dźwięk był ściszony. Nadawali sitcom, którego nie znała, i co kilka sekund słyszała nagrany śmiech. Leżąc z laptopem na okropnie niewygodnym łóżku, usiłowała uporządkować swoje notatki. Na nocnym stoliku stała szklanka z tequilą. Na razie wypiła tylko jeden łyk - trunek był okropny i palił jej gardło. Po konfrontacji ze swoim stukniętym ojcem Katrina czuła się zmęczona, niespokojna, sfrustrowana. Zastanawiała się nawet, czy nie wrócić do dawnego nałogu i nie skombinować skręta. Nawet na tym zadupiu musiał być jakiś diler, który by ją zaopatrzył w marihuanę albo kokainę. - Nawet o tym nie myśl - mruknęła wściekła na siebie. Kiedyś rzuciła narkotyki, a przy okazji także męża, i nic nie zmusi jej do powrotu na tę drogę, nawet spotkanie z wszechmocnym sędzią. Wypiła kolejny łyk teraz już ciepłego alkoholu i pomyślała, że na pewno są lepsze sposoby, żeby powoli się zabijać. Potem zapisała wiersz, który usłyszała wcześniej tego dnia w pubie White Horse. Brzmiał jak dziecięca wyliczanka. Wtedy pomyślała, że jest zabawny, ale teraz wydał jej się aż nadto prawdziwy. Jak to szło? Aha: Stary sędzia Cole Okropną starą duszę miał, Wredny był z niego wał. No, właśnie. Znowu zaczęła szybko stukać w klawisze, gdy usłyszała łomot i gniewny krzyk z sąsiedniego pokoju; jakaś kobieta wrzeszczała po hiszpańsku, a mężczyzna jej odpowiadał. Świetnie, pomyślała Katrina. Zaczęła się zastanawiać, czy zaraz padnie ofiarą przypadkowej kuli wystrzelonej podczas domowej sprzeczki. Telewizor zaczął grać głośniej, bo lokalna stacja nadała reklamę jakiejś odchudzającej mikstury. Choć Katrina z trudem się koncentrowała, nie przestawała pracować. Obiecywała magazynowi swój materiał od jakiegoś czasu, ale ciągle mówiła redaktorom, że jeszcze nie skończyła, a ze względu na śmierć Caleba Swaggerta musi dodać nową perspektywę: wziąć pod uwagę możliwość, że ktoś go zamordował, żeby zamknąć mu usta. Taka ewentualność zdecydowanie wchodziła w grę. Caleb Swaggert oczywiście nie był postacią formatu Karen Silkwood. W gruncie rzeczy może wierutnie kłamał tylko po to, żeby napchać kieszenie swojej córce, ale istniało prawdopodobieństwo, że wiedział zbyt dużo, że za bardzo rozpuścił język i wkurzył kogoś, kto postanowił wziąć życie starego człowieka w swoje ręce i uciszyć Caleba raz na zawsze. Jeżeli rzeczywiście tak było, Katrina wkrótce również mogła znaleźć się w niebezpieczeństwie. Cudownie. Myśl, że ktoś mógłby chcieć ją załatwić, nie opuszczała jej od paru dni, i kiedy rozejrzała się po ścianach pokoju, przeniknął ją dreszcz. Nie ryzykujesz, nie masz, napomniała siebie. Wszyscy dobrzy reporterzy narażają się na niebezpieczeństwo. Na przykład zostają w krajach, gdzie toczą się wojny, żeby zrobić dobry materiał, albo podchodzą do płonących samolotów, albo przeprowadzają wywiady z despotycznymi władcami, a wszystko to dla sławy. Karen Silkwood zginęła w 1973 roku w wypadku samochodowym, jadąc na spotkanie z reporterem „New York Timesa”, któremu chciała udostępnić materiały dotyczące niebezpiecznych warunków pracy w elektrowni jądrowej. Okoliczności 156 Ale mimo to... Katrina nie była aż tak głupia, żeby narażać życie dla jakiejś historii. Sława była ważna, pieniądze jeszcze bardziej, lecz nie na tyle, by dla nich umierać. I chociaż marzyło jej się zdemaskowanie sędziego Jerome’a „Reda” Cole’a i pokazanie, jakim jest sukinsynem, to nawet dla takiej satysfakcji nie warto było nadstawiać karku. I dlatego kupiła broń - mały, srebrny pistolet, świetnie dopasowany do jej dłoni. Miała nadzieję, że nigdy nie będzie musiała go użyć. Ponownie skoncentrowała uwagę na monitorze laptopa, a walka w sąsiednim pokoju ucichła. W telewizji leciał jakiś film, ale Katrina rozmyślała o Shelby Cole. Księżniczka. Jej przyrodnia siostra. Niezamężna matka. Hm, ta historia była naprawdę interesująca. Sędzia, zgodnie ze swoim odrażającym, samolubnym charakterem, odmówił uznania Katriny za swoją córkę, a potem zrobił to samo własnej wnuczce, czyli córce Shelby. Kto jest ojcem tego dziecka? Katrina postanowiła, że to ustali. Wydawało się, że Shelby bardzo zależy na tym, żeby ją odnaleźć, ale czynnie byłoby zabawnie, gdyby Katrina ją uprzedziła? Ostatecznie znała sporo ustosunkowanych ludzi. Uśmiechnęła się do siebie i omal nie wyskoczyła ze skóry, kiedy ktoś zapukał do drzwi. - Kto tam? - zapytała, odsuwając laptopa. Wstała z łóżka. Pamiętała, że trzyma pistolet w torebce. - To pani jest tą reporterką? - zagadnął jakiś męski głos. - Tak. - Wyciągnęła rękę po torebkę. - Świetnie. Nazywam się Ross McCallum.