- Nie rób tego - ostrzegł ją.
- Dlaczego nie? - Nie musimy znowu przez to przechodzić. - Puszczając ją, zaklął pod nosem i cofnął się o krok. - Nevada. Gniewnie wpił palce w swoje włosy. - Nie masz pojęcia, w co się pakujesz - sapnął ze zdenerwowania. Zauważyła, jak napięte są jego szerokie barki, kiedy podszedł do brzegu rzeczki i, wyciągnąwszy ręce do góry, uwiesił się nisko opadającej gałęzi jednego z dębów. - Oczywiście że mam. - A skąd? - Ja... wiem, co się dzieje między mężczyzną i kobietą. - Czyżby? - W jego głosie zabrzmiało szydercze niedowierzanie. - Tak! Wychowałam się na ranczu. Patrzyłam na byki z krowami i na ogiery, które doprowadzano do klaczy. To znaczy, nie pozwalano mi patrzeć - przyznała, podchodząc do niego od tyłu i obejmując go w pasie - ale i tak się gapiłam. Wzdrygnął się. - No cóż, z ludźmi jest trochę inaczej. Położyła głowę między jego łopatkami, przytuliła się do niego mocno i słyszała jego oddech. Dobry Boże, czy to jego serce waliło tak szaleńczo, czy jej? Pachniał dymem i piżmem, a jej dotyk sprawiał, że jego twarde mięśnie napinały się jeszcze bardziej. - W jakim sensie inaczej? - Nie udawaj idiotki, Shelby. To nie w twoim stylu. - Nevada, czy ty mnie nie chcesz? 68 Wydał cichy jęk, a potem, chwyciwszy rękę Shelby, która spoczywała na jego brzuchu, pociągnął ją w dół, w okolice rozporka. Zaczęła wyszarpywać rękę, ale on był silny i przycisnął jej dłoń do wypukłości między swoimi nogami. - Jak myślisz? - zapytał i puścił ją. Nie była w stanie myśleć. - To...to jest...jest naturalne. - Nie baw się ze mną w kotka i myszkę, księżniczko. To, o czym mówimy, jest niebezpieczne. - Nevada, ja chyba cię kocham. - Te słowa nieoczekiwanie wyrwały jej się z ust. - O, cholera, nie. Ty nie masz pojęcia o miłości. - Odwrócił się i ponownie spojrzał jej w oczy. Tym razem dostrzegła w jego twarzy coś więcej niż gniew. Oczy Nevady skrywały inną emocję: wielki ból, którego nie rozumiała. - Wiem, co czuję. - Jesteś dzieckiem. - W przyszłym roku kończę osiemnaście lat. - Powtarzam ci, jesteś dzieckiem. - Oparł się czołem o jej czoło i westchnął. - Lepiej już idź sobie. - Nie. Stanęła na palcach i łagodnie pocałowała go w usta. Poczuła jego opór i pocałowała go znowu, tym razem wolniej. Nevada rozchylił usta i zaczął wodzić językiem po jej zębach. Objął ją ramionami. Kiedy całował ją, długo i mocno, wydawało się, że świat przestał istnieć. Miała wrażenie, że kości jej kruszeją, a krew zaczyna wrzeć. Jęknęła cicho, kiedy schylił głowę i pocałował kącik jej ust i kark. Musnął wargami miejsce w pobliżu obojczyka, i wtedy Shelby zadygotała, pragnąc więcej - o Boże, pragnęła o wiele więcej. Trzymając ją w mocnym uścisku, ocierał się o nią. Twardy rozporek jego dżinsów wciskał się w jej brzuch, a ona czuła przez szorty, jaki jest rozgrzany, jak bardzo jej pożąda. Powoli cofała się pod jego naporem, aż dotknęła pośladkami pnia drzewa. Przypierał ją do niego, wplatał ręce w jej włosy i wyciskał magiczne pocałunki na każdym skrawku jej ciała. - Tego chcesz, Shelby? - zapytał. - Tak. Pocałował ją mocniej, wpychając język w jej usta, oddychając chrapliwie. Miażdżył jej piersi, przywierał do jej nóg swoimi nogami. Zadrżała z podniecenia, kiedy wyciągnął jej bluzkę z szortów i położył rękę na jej brzuchu. Potem przesuwał dłoń coraz wyżej, aż jego palce wpełzły pod stanik Shelby, odnalazły jej pierś i zaczęły muskać sutek.