Musiała pilnie rozmówić się z Matthew, ale nie przez telefon. Nawet
gdyby udało jej się złapać teraz Sylwię, nie chciała jej obciążać tą sprawą bez wsparcia ze strony Matthew. Zerknęła na srebrny zegarek, który dostała na Gwiazdkę od Micka. Wiedziała, gdzie jest biuro Matthew - najlepiej tam dojechać metrem, Northern Line . Jeśli natychmiast wyjdzie i dopisze jej szczęście z pociągami, powinna być na miejscu w pół godziny. A jeśli się rozminą? - myślała gorączkowo, idąc szybko do siebie na górę i specjalnie omijając wzrokiem pokoje dziewczynek. Jeśli już wyszedł? Botki - na wysokich, niepraktycznych obcasach - leżały na podłodze. Izabela nigdy nie miała kłopotów z wysokimi obcasami, nosiła je od szesnastego roku życia i mogła w nich nawet biegać, zresztą były pod ręką, a ona nie miała czasu na szukanie wygodniejszych butów. Jeszcze tylko płaszcz z szafy w holu, torebka... tak, portfel jest w środku - i już zbiegała na dół, nie oglądając się za siebie. Kahli kręcił się przy drzwiach... jeśli ktoś zaraz go nie wypuści, pewnie zsika się w domu, ale to teraz najmniejsze zmartwienie. I nawet jeśli Matthew wyszedł już z biura, nawet jeśli nie uda się jej z nim pogadać, to przynajmniej będzie w porządku wobec samej siebie. Zawsze zachowywała się odpowiedzialnie, odkąd - dawno temu - po raz pierwszy zjawiła się w domu Karoliny i zawsze potrzeby dziewczynek stawiała przed swoimi... Ale teraz, w tej chwili, liczyło się tylko jedno. Jak najprędzej się stąd wydostać. Z okna w pokoju Imogen obserwowała ją Flic. Widziała, jak Izabela idzie szybkim krokiem ścieżką, zastanawia się chwilę, a potem skręca w lewo. - Dobrze. - Odwróciła się do siostry, która wciąż klęczała na podło- 245 dze. - Wychodzę. Zostań tutaj, posprzątaj ten syf i pozbądź się, wiesz, czego. - Dokąd idziesz? - Włóż to wszystko do innego worka i podrzuć do pojemnika któregoś z sąsiadów. - W porządku. - Nigdzie poza tym nie wychodź i nie odbieraj telefonów. - A jak zadzwoni Groosi? - Nie odbieraj, udawaj, że śpisz. - A ty? Co chcesz zrobić? - Imogen wyglądała na przestraszoną. - To, co muszę. 43. Izabela stała na peronie stacji Hampstead, czekając na pociąg w kierunku południowym, wśród tłumu turystów, tutejszych mieszkańców, którzy wybierali się na zakupy, i innych ludzi, wyglądających tak zwyczajnie, że aż im tego zazdrościła. Zwykle jeśli decydowała się na metro, wybierała stację Belsize Park, gdyż mogła cały czas iść w dół, ale do Hampstead miała bliżej, więc tym razem przybiegła tutaj. Bolały ją nogi. Głupio, że włożyła te buty, ale to zaczęło się liczyć dopiero, kiedy wydostała się z domu. Może będzie miała szczęście i znajdzie miejsce siedzące, chociaż przy takim tłoku wydaje się to wątpliwe. Zerknęła na tablicę, chyba już po raz piąty. „Charing Cross - 4 minuty". Wciąż czuła lekkie mdłości, serce biło jej jak młotem, no ale w końcu udało jej się uciec. Postanowiła, że nie wróci, jeśli nie będzie pewna, że